You Got No Jams, czyli Kpop i najnowszy album BTS

13:49



Pojęcie ironii nie jest nikomu obce, prawda? Każda z nas powiedziała lub zrobiła kiedyś coś ironicznego - na oglądaniu “High School Musical” zaczynając, a kończąc na ciemnej alejce z zamaskowanym napastnikiem trzymającym w dłoni nóż i tobą rzucającą w jego kierunku: “I co zrobisz z tym nożem? Dźgniesz mnie?” Proste "I'm too swagger for the dagger" może nie zadziałać, tyle osób wciąż nie zna angielskiego i/lub nie ma poczucia humoru...

Jakież było moje zdziwienie, gdy pewnego słonecznego dnia, gdy byłam pogrążona w pracy i zupełnie zapomniałam o wyłączeniu tej piekielnej funkcji autoplay Youtube’a, z moich głośników niespodziewanie padły słowa, których znaczenia nie byłam w stanie rozszyfrować, oraz melodia, którą w pierwszej chwili wyśmiałam. No a przecież jeszcze przed chwilą oglądałam produkcję Fine Bros, w której ludzie w podeszłym wieku grali w GTA V, więc skąd nagle wzięło się to: “Eoseo wa bangtaneun cheoeumiji?” Co to znaczy? Co to w ogóle za język? Chiński? Japoński? Dlaczego głos tego kogoś jest taki kojący? Kim jest ten tleniony blondyn wokół którego latają różowe drony i jak mogę się z nim umówić? Enemy, enemy, enemy whah! 

“Maja, przecież ten teledysk jest zabawny.” mówiłam sobie. “Ich uniformy są idiotycznie. Patrz, ten gość ma czerwone włosy. A ten wygląda jak strażnik graniczny z Korei Półn-- Wow, ok, choreografia... Tak, obejrzę ten teledysk jeszcze raz, by znaleźć więcej rzeczy, z których będę mogła się pośmiać. Brzmi jak świetny plan.” 

Nie był. 

Kpop jest gatunkiem muzycznym, który narodził się nigdzie indziej, jak w Korei Południowej i charakteryzuje się tym, że każdy zespół (męski, damski, czy mieszany) jest niezwykle spójny audiowizualnie. Absolutnie każdy jego aspekt dopracowany jest do najdrobniejszego szczegółu - muzyka, choreografia, wygląd artystów. Istnieją zespoły, których niektórzy członkowie pełnią rolę tak zwanych “visuali”, czyli są ładnymi twarzyczkami mającymi przyciągnąć większą liczbę fanów. Ale bądźmy szczerzy, tam prawie każdy jest ładny na swój własny sposób. To Korea. Ważne jest to, że wielu z tych “odpicowanych” artystów to naprawdę mili ludzie, którzy pomimo sławy wciąż pozostali sobą, notorycznie zmieniając jedynie kolor włosów. 

Ten wpis jednak chciałam poświęcić zespołowi, który jest moim absolutnym ulubieńcem i nie wiem, czy to przez sentyment, czy przez to, że faktycznie jest dobry, czy może dlatego, że coraz więcej osób zaczyna mieć z nim problem, ponieważ z dnia na dzień zyskuje kolejnych fanów sprawiając, że informacje o innych zespołach kpopowych giną w zapomnieniu i otchłani wpisów podeskcytowanych ARMYs (tak nazywają siebie członkowie fandomu), a jeśli ktoś mi mówi, bym czegoś nie lubiła, to lubię to jeszcze agresywniej.

BTS (방탄소년단 / Bangtan Sonyeondan) to siedmioosobowy boyband, z którym bliskie spotkanie pierwszego stopnia opisałam kilka akapitów wyżej. Jest to stosunkowo nowy zespół, ponieważ zadebiutował zaledwie dwa lata temu. Być może “stosunkowo nowy” to delikatne naciągnięcie, ponieważ w kpopie prawie co tydzień pojawia się jakiś świeży zespół próbujący zawojować koreańskie listy przebojów, ale ciąglę czuję, jakbym BTS odkryła zaledwie wczoraj. Ma to pewnie wiele wspólnego z tym, że właśnie wczoraj chłopaki powrócili z nową płytą. Ostatnim razem tak podekscytowana byłam oglądając pierwszy zwiastun nowych “Gwiezdnych Wojen”.

Od lewej: J-Hope, Jimin, Rap Monster, Jungkook, Jin, V oraz Suga. 
Albumem BTS, na który zdecydowanie w pierszym miejscu należy zwrócić uwagę jest “The Most Beautiful Moment In Life, Part 1”, w którego skład wchodzą takie piosenki jak, między innymi: “I Need U”, “Dope 쩔어” oraz “Fun Boys 흥탄소년단”. Album ten znalazł się na liście Najlepszych Albumów 2015 Roku sprawiając, że BTS jest jedynym koreańskim zespołem, który temu podołał. W niecałe 24 godziny po wypuszczeniu teledysku do “Dope 쩔어”, chłopaki zebrali pod nim ponad milion wyświetleń, dzięki czemu utwór ten plasował się na trzecim miejscu światowej listy Billboard. Każdy sukces BTS niesamowicie mnie cieszy i napawa dumą, ponieważ zespół pochodzi z niewielkiej wytwórni, która jeszcze nigdy nie wylansowała nikogo na tak ogromną skalę, przy okazji nie traktując swych podopiecznych jak śmieci (*cough* SM Entertainment *cough* TS Entertainment). Good for you, BigHit. You go, BigHit. 

Z kpopem styczność mam od niedawna, więc jeszcze nie przeżywałam powrotu żadnego z interesujących mnie zespołów. Do wczoraj. Chwilę przed internetową bombą, na utworzonych w tym celu grupach na Facebooku zaczęły pojawiać się wpisy: “Jeszcze 10 minut”, “Widzimy się w Piekle” oraz komentarze, w których kolejne osoby pisały jak bardzo się trzęsą, że płaczą, że nie mogą się doczekać. W końcu wybiła godzina zero i w internecie pojawił się zwiastun do piosenki “RUN” z nowego albumu “The Most Beautiful Moment In Life, Part 2”, który miał być kontynuacją teledysku “I Need U”, ale który tak naprawdę jest nie wiadomo czym, bowiem wszelkie teorie jakie wysnuliśmy podczas oglądania INU oraz prologu do nowej płyty szlag jasny trafił i internet do tej pory nie wie co ze sobą zrobić.

Z dwoma utworami (“Never Mind”, “Ma City”) oraz fragmentem innego (“Butterfly”) mogliśmy się zapoznać jeszcze przed premierą płyty. Wraz z “뱁새”są to piosenki, które najbardziej przypadły mi do gustu, ale słuchając każdego kolejnego utworu z TMBMIL, P2 mamrotałam pod nosem: “To jest to. To jest moja ulubiona piosenka.” i tak jak nigdy wcześniej nie miałam takiego uczucia, tak teraz mam wrażenie, że z jakiegoś powodu nie zasługujemy na “Butterfly” oraz “Never Mind”. “Butterfly” jest bowiem zbyt niewinne i czyste, jest jak delikatne drobinki piasku pomiędzy moimi palcami (które niekoniecznie są czyste, biorąc pod uwagę stan polskich plaż, ale pewnie rozumiesz o co mi chodzi), natomiast “Never Mind” opowiada historię jednego z raperów BTS. Historię, która ma nas inspirować do działania, która ma nas motywować, ale mimo wszystko jest tylko i wyłącznie jego. I choć podśpiewuję sobie to “I don’t give a shit, I don’t give a fuck” to i tak czuję, że nie jestem do tego upoważniona. Nie wiem. Może dlatego, że tak bardzo szanuję Sugę. 

"The Most Beautiful Moment In Life, Part 2" jest absolutnie piękną płytą. No dobra. Znów myślę o "Butterfly".

Blondwłosy Suga był darem dla ludzkości. 
Z czystej ciekawości zaczęłam obserwować blogi o BTS oraz zaczęłam śledzić ich tag na Tumblr. Ilość fanowskich opowiadań jest przytłaczająca, istnieją specjalne strony, które na podstawie kilku słów o tobie “shipują” cię z członkiem zespołu, do którego - zdaniem administratorów - najbardziej pasujesz. Jest to, tuż obok ogromnych poduszek z podobiznami idoli, najdziwniejsza rzecz jaką w życiu widziałam. Duh. Oczywiście, że do nich napisałam. Ironicznie, tho. 4/4 - Rap Monster! Tugeder forewer, fajer, dizajer.

Reasumując, sprawiłabym sobie prezent na święta, już teraz zamawiając “The Most Beautiful Moment In Life, Part 2”, ale chyba jednak poczekam na wersję z autografami. A jeszcze niedawno mówiłam sobie, by nie wydawać pieniędzy na kolejny zespół. Good job, Maja.



You Might Also Like

1 komentarze

  1. Świat koreańskiego popu jest dla mnie wręcz schizofreniczny, co jednak nie przeszkadza mi w oglądaniu przystojnych chłopców (nie ukrywajmy, w trakcie debiutu wielu z nich miało nawet po 15, 16 lat) pląsających w kolorowych ubrankach.
    Podoba mi się Twój styl pisania, sarkazm i OPISY.. NO BAJA PO PROSTU..
    A jeżeli uważasz fanfiction za dziwną rzecz... nie odwiedzaj mojego profilu... :)
    Życzę pisania równie dobrych postów jak ten, a nawet i lepszych.

    OdpowiedzUsuń

Subscribe